V Pielgrzymka Rowerowa Gdańsk Oliwa – Jasna Góra

Po całym roku oczekiwań, nadszedł czas, by wyruszyć na jubileuszową, piątą już z kolei, Pielgrzymkę Rowerową na Jasną Górę.

26 lipca 2007r. około 60 osób, pełnych radości i optymizmu, ruszyło na 540 kilometrowy szlak z Gdańska Oliwy do Częstochowy.

W tym roku, podobnie jak w ubiegłym, pielgrzymka zgromadziła całkiem sporą liczbę osób. Poprowadzona pierwszy raz przez ks. Seweryna Sobczaka, skupiła ludzi w każdym wieku m.in. z Trójmiasta, Bydgoszczy, Skórcza, Grudziądza i Inowrocławia. Dla jednych było to pierwsze takie doświadczenie, dla innych kolejne, a niektórzy do rowerowego pielgrzymowania wrócili po latach.

26.07.2007 Dzień pierwszy

Dzień pierwszy, godzina 7 rano, Katedra w Oliwie. Tu, jak co roku, zaczyna się nasz pielgrzymkowy szlak. Po mszy odprawionej w Katedrze był czas na ostatnie kontrole przy rowerach, dopakowywanie bagaży, ewentualne zdjęcie paru ciepłych rzeczy (ponieważ, choć poranek przywitał nas lekkim chłodem, to pogoda zapowiadała się pięknie). Następnie słowo wstępu od księdza Seweryna, rozdanie przygotowanych wcześniej mapek i wyruszyliśmy, podzieleni na trzy grupy, na pierwszy etap – 120 km do Osia.

Mimo remontów głównej arterii gdańskiej, sprawnie przejechaliśmy przez miasto, by na Oruni skierować się na Starogard Gdański. Już na samym początku naszej wędrówki można było sprawdzić swoją kondycję, pokonując spory podjazd na wzniesienia morenowe. Pierwszy krótki postój zaplanowany był w Straszynie. Ci, dla których była to kolejna pielgrzymka, nie mogli wyjść ze zdziwienia, że jeszcze nie padało, gdyż praktycznie zawsze pierwszego dnia pogoda nie oszczędzała pielgrzymów. W tym roku rozpoczęliśmy jednak tradycję „pięknego słoneczka dnia pierwszego”.
Po chwili odpoczynku ruszyliśmy dalej. Mijani przez niezliczoną ilość samochodów osobowych i TIRów, wszyscy bezpiecznie spotkaliśmy się na obiedzie w Hypernovej w Starogardzie. Po zregenerowaniu sił, paru naprawach rowerowych (i przygodzie z wybuchającą dętką) skierowaliśmy się na Skórcz, gdzie miał być kolejny postój (już ostatni przed końcem naszej dzisiejszej wędrówki).
Ostatni etap jazdy był najprzyjemniejszy. Piękna trasa prowadząca przez las i praktycznie zerowy ruch samochodowy skutecznie rekompensowały odczuwane już trochę zmęczenie. Do Osia dojechaliśmy późnym popołudniem. Rozpakowaliśmy rzeczy, niektórzy poszli wziąć prysznic, inni zajęli się przygotowywaniem kolacji dla strudzonych pielgrzymów. W miłej atmosferze spożyliśmy posiłek, potem każdy się przedstawił, powiedział parę słów o sobie. O 21 spotkaliśmy się na apelu wieczornym i po wspólnej modlitwie oraz póżniejszych rozmowach udaliśmy się na spoczynek.

  

27.07.2007 Dzień drugi

Dzień drugi rozpoczęliśmy mszą w kościele w Osiu i ruszyliśmy w drogę. Dzisiejszy cel – Inowrocław.
Pogoda nas, możnaby tak powiedzieć, rozpieszczała. Piękne słońce przypalało wszystkich równo. Trasa do Bydgoszczy minęła sprawnie. Przejechaliśmy przez Drzycim, Różannę, aż do Pruszcza, gdzie stanęliśmy na postój na regenerację sił. Na tych, którzy również chcieli zregenerować zapasy batonów, wody i bananów, czekała niespodzianka w postaci zamkniętego sklepu (powód – włamanie w nocy) i konieczności zagłębienia się w miasteczko, by znaleźć niewielki sklepik spożywczy w piwnicy jednego z domów. Jak wszyscy dojechali, po krótkiej chwili ruszyliśmy dalej. W latach poprzednich zdarzało się, iż w Bydgoszczy niektórzy potrafili się pogubić, jednakże, ponieważ w tym roku wśród pielgrzymów było parę osób z tegoż miasta, jechaliśmy tam bez obaw. Bydgoszcz przywitała nas pięknym, długim zjazdem. Potem, jadąc za naszymi przewodnikami, przejechaliśmy po kładce dla tramwajów (most, po którym zawsze się jeździło był w remoncie) i przejeżdżając na drugą stronę miasta, dotarliśmy na zasłużony obiad do Carrefoura.

Z Carrefoura było już niedaleko do wyjazdu z miasta, więc po napełnieniu żołądków i odpoczynku ruszyliśmy do Inowrocławia. Wjechaliśmy na główną drogę wyjazdową, ale nie było to zbyt niebezpieczne, gdyż prędkość osiągana przez samochody na odcinku z Bydgoszczy nie była zastraszająca. Korek ciągnął się kilometrami, a my poboczem szybko mijaliśmy siedzących w samochodach kierowców. Ostatni krótki postój w Złotnikach Kujawskich i stamtąd od razu do Inowrocławia, gdzie w szkole w parafii św. Jadwigi czekał nas drugi nocleg. Przy kolacji, przygotowywanej wspólnymi siłami, wszyscy wymieniali się wrażeniami z dnia drugiego, potem przyszedł czas na mały meczyk w siatkówkę i grzeczne pójście spać.

  

28.07.2007 Dzień trzeci

Dzień trzeci, planowana trasa: Inowrocław – Turek. Pogoda rano, tak jakby chciała uśpić naszą czujność, znowu piękna.
Rano o 7 odbyła się wspólna msza dla dwóch pielgrzymek, naszej i pieszej z Inowrocławia. Do naszej rowerowej gromadki przy śniadaniu dołączyło się 7 osób z Inowrocławia i w powiększonym składzie, ruszyliśmy w drogę. Całą grupą wyjeżdżaliśmy z miasta i skierowaliśmy się na Kruszwicę. Tam, na pięknym, piętrowym kwietniku był czas na małą sesję zdjęciową. Parę osób wybrało się zobaczyć Mysią Wieżę i już jechaliśmy dalej.
W tym roku trasa wytyczona była przez Licheń, gdzie oczywiście był postój, przeznaczony na zwiedzenie Sanktuarium. I tu stało się to, czego wszyscy w głębi duszy się obawiali – zaczęło padać. Ale dużego wyboru nie ma, jechać trzeba. Wszyscy się poubierali w kurtki, pelerynki i co tylko kto miał przeciwdeszczowego i pojechaliśmy w stronę Konina. W Koninie odwiedziliśmy jak co roku nasz bar mleczny Łasuch. Wszyscy trochę zmoknięci chcieli zjeść ciepły posiłek. Jednak z powodu znaczącej liczby osób w naszej grupie, stołowanie się w tym jednym barze trwałoby dosyć długo, więc parę osób wybrało się do pobliskiej pizzerii. Pogoda nie poprawiła się w czasie naszego obiadu, ale nie było rady. Do celu naszej dzisiejszej podróży zostało jeszcze tylko 40km. Chyba jeszcze tak szybko wszyscy takiego dystansu nie przejechali. W strugach deszczu zatrzymaliśmy się tylko na chwilkę na stacji benzynowej w Turku, żeby zaraz podjechać na miejsce naszego noclegu. Każda balustrada, każde miejsce, gdzie tylko dało radę coś powiesić było zajęte. Wszystko się suszyło: spodenki, koszulki, kurtki, skarpetki, buty, a nawet jedna gazeta. Tego wieczoru po kolacji i apelu wszyscy szybko położyli się spać z nadzieją, że następny dzień nie przywita nas deszczowymi chmurami.

  

29.07.2007 Dzień czwarty

Po porannej mszy w turkowskim (lub tureckim) kościele zajęliśmy się rowerami. Po wczorajszym deszczu trzeba było sprawdzić, czy wszystko jest w porządku, nasmarować łańcuchy, no i przywiązać do bagażników i sakw rzeczy, które nie zdążyły wyschnąć przez noc. Po chwili w asyście słońca, choć już nie tak prażącego jak przez pierwsze dni, opuściliśmy Turek i udaliśmy się na trasę do Wielunia. Pierwszy krótki postój planowaliśmy w Warcie i tak też uczyniliśmy. Na postoju odbyła się konsumpcja arbuza i dalej w drogę. Trasa prowadziła tego dnia drogami mało uczęszczanymi, więc trochę się rozluźniliśmy, jadąc po parę osób koło siebie. W dobrych humorach dojechaliśmy do Sieradza, gdzie udaliśmy się na obiadową pizzę. Pogoda trochę się zastanawiała, czy aby nas trochę nie zmoczyć, ale szczęśliwie wytrzymała do końca dnia bez deszczu. Po jedzeniu udaliśmy się w dalszą drogę. W tym roku po raz pierwszy trasa została poprowadzona przez Burzenin, gdzie był przewidziany kolejny postój, na skrzyżowaniu pięciu dróg, pod sklepem o pięknie brzmiącej nazwie PszczÓŁKA. Po krótkim odpoczynku, ruszyliśmy do Wielunia. Jak co roku, zostaliśmy ugoszczeni przez Siostry Antoninki. Zjedliśmy pyszną zupkę przygotowaną przez Siostry, pomodliliśmy się w kaplicy klasztornej. Był to nasz ostatni apel, więc oprócz modlitwy były również podziękowania dla wszystkich, dzięki którym ta pielgrzymka szła tak sprawnie i w takiej miłej atmosferze. Nocleg na wygodnych łóżkach osładzał nam trochę myśl, że nasze rowerki mokną na zewnątrz, bo w nocy zaczęło padać.
A jutro dzień, na który wszyscy czekali. Jutro jedziemy na Jasną Górę.

  

30.07.2007 Dzień piąty

Nadszedł ostatni dzień, dzień, na który wszyscy czekali, dzień, który wszystkich przepełniał wielką radością, dzień, w którym mieliśmy dojechać do Częstochowy.
Mieliśmy do przejechania tylko 60km. Wyjechaliśmy z Wielunia i skierowaliśmy się na Działoszyn. Musieliśmy uważać, bo poprzedniego dnia trochę sie przyzwyczailiśmy do pustych dróg, a tu wracaliśmy do większego ruchu ulicznego i już nie można było jechać po cztery osoby obok siebie. Po krótkim odpoczynku w Działoszynie (a było po czym odpoczywać, zaczęły sie górki), ruszyliśmy do Kamyka, od którego zostało już tylko jakieś 10km do Częstochowy. W Kamyku dostaliśmy koszulki pielgrzymkowe, w których tradycyjnie już ustawiliśmy się do zdjęcia pod znakiem wjazdu do Częstochowy. Pogoda dziś się trochę załamywała i co chwilę padało, ale nawet deszcz nie był w stanie popsuć nam humorów. Jak popatrzeć po ludziach, każdy miał uśmiech na twarzy. Podjazd Aleją Najświętszej Marii Panny we wszystkich wywołał wielkie emocje. Każdy jechał tu z jakąś intencją i oto osiągaliśmy cel. Jesteśmy na Jasnej Górze.

Wzięliśmy udział w mszy w Kaplicy Cudownego Obrazu Matki Bożej, wieczorem uczestniczyliśmy jeszcze w Apelu Jasnogórskim i ruszyliśmy autokarem do domu. Tak zakończyła się V Rowerowa Pielgrzymka do Częstochowy.

Tekst: Kasia Ślósarczyk